Małe Ciche - Zazadnia - Rusinowa Polana - Gęsia Szyja - Rówień Waksmundzka - Polana Pańszczyca - Dolina Pańszczyca - Dolina Suchej Wody - Hala Gąsienicowa - Dolina Jaworzynki - Kuźnice - Zakopane >>bus>> Kościelisko | 27+2+3+? (dojścia i niespodzianka) GOT |
Na cel drugiej wycieczki, po dolinnej rozgrzewce pierwszego dnia, obrałem sobie niski szczyt: Gęsią Szyję. Początkowo myślałem o starcie z Palenicy, ale skorzystałem z okazji i zabrałem się do Małego Cichego z kolegami liczącymi, że wyciąg tam będzie mniej zatłoczony (nie był). Początkowy odcinek po asfalcie do Zazadniej i późniejsze podejście Doliną Filipka minęło szybko. Po drodze minąłem zaledwie kilka osób (w tym zwożących drewno); za to na Rusinowej Polanie było całkiem sporo ludzi. Na Gęsiej Szyi już znowu tylko pojedyncze osoby (w tym jedna grupka na nartach). Szlak od Rusinowej był przetarty bardzo dobrze, więc zdecydowałem się nie zawracać i iść dalej, w kierunku Hali Gąsienicowej.
Sielanka skończyła się na Równi Waksmundzkiej, gdzie dobrze przetarta ścieżka odłączyła się szlakiem w stronę Psiej Trawki; dalej ślady były już bardzo nierówne, jednakże dało się iść z rozsądną prędkością. Pierwsza niespodzianka spotkała mnie na Polanie Pańszczyca - kawałek za nią zorientowałem się, że ścieżka którą idę zmierza w niesłusznym kierunku - wzdłuż potoku w dół, zamiast w górę. Nie zamierzałem trafić do Psiej Trawki (tym bardziej bez szlaku), więc zrobiłem w tył zwrot i wróciłem na polanę, gdzie faktycznie odnalazłem - mniej wyraźne - ślady idące szlakiem w górę doliny. No cóż, gdyby wiedział, co czeka mnie dalej, wybrałbym kierunek w dół...
Dalsze ślady były wydeptane głównie przez rakiety, więc wędrówka po nich bez sprzętu robiła się nieco uciążliwa, zwłaszcza po wyjściu z lasu. No właśnie - ślady (bo oznakowanie było widać bardzo rzadko) wyprowadziły mnie z lasu w górę doliny cokolwiek za głęboko - chyba ktoś przede mną zwiedzał sobie Dolinę Pańszczyca albo ćwiczył chodzenie w rakietach... Na dodatek pod śniegiem była kosówka, więc zapadanie w śladach rakiet coraz częściej kończyło się wpadnięciem nogi w powietrze między gałęziami kosodrzewiny, z której trzeba było się potem wyplątywać. Gdzieś pod Zadnim Upłazem ślady rakiet rozdzielały się - jeden szedł w kierunku zbliżonym do żółtego szlaku z Krzyżnego do Murowańca, drugi w dół doliny, z powrotem do zielonego po śniegu przykrytym kosówką. W pierwszej kolejności myślałem, żeby już dojść do schroniska tym pierwszym, ale po kilkunastu krokach okazało się, że nie da rady dojść tędy za dnia - za głęboki śnieg. Poszedłem więc tym drugim śladem - po zejściu do granicy lasu napotkałem spodziewany zielony szlak, a po chwili dojście czarnego łącznika.
Jak się okazało nie był to jeszcze koniec przygód tego dnia - po jakimś czasie zauważyłem, że ślady rakiet po których szedłem znowu musiały odejść od szlaku; jednak znaki były na tyle rzadko widoczne, że uznałem, że nie ma co próbować torować samemu drogę do schroniska szlakiem i wybrałem dalsze "buraczenie" przetartą rakietami ścieżką. Tak szedłem dalej kontrolując tylko z grubsza kierunek, a w międzyczasie Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi... Po pewnym czasie kierunek ścieżki zrobił się jednoznaczny - jarem w dół. Czyżby z powodu problemów orientacyjnych? W każdym razie już zgodnie z przewidywaniami jarem tym doszedłem do drogi w Dolinie Suchej Wody, w okolicy terenu obozowiska PZA. Było już szaro - zorientowałem się, że droga od Pańszczycy zajęła mi dobre kilka godzin. Wersję powrotu przez Brzeziny odrzuciłem - za małe prawdopodobieństwo złapania transportu stamtąd - pozostało mi podejście do Murowańca i zejście do Kuźnic.
Do schroniska dotarłem już po ciemku. Mimo to jadalnia była pełna, ciężko było znaleźć miejsce siedzące. Musiałem chwilę odpocząć, więc przed schodzeniem "zatankowałem" jeszcze szarlotkę. Po ciemku szło się gorzej niż tydzień wcześniej z Pilska - jednak same gwiazdy to nie to samo co Księżyc w pełni i nie wystarczają do podświetlenia śniegu. Przed Przełęczą między Kopami jakoś udało mi się zauważyć, że tyczki wyznaczają nartostradę, natomiast moja ścieżka odchodzi w lewo. Na zejściu do Doliny Jaworzynki mogłem trochę przyspieszyć, ale z umiarem - kiepska widoczność nie pozwalała na zbieganie ani zjazd. W lesie było już zbyt ciemno, musiałem już wyjąć latarkę. Za to w dolinie mogłem podziwiać śnieg skrzący się w jej świetle. Kuźnice tuż przed godziną 18 okazały się być zupełnie wymarłe, na szybki wyjazd nie mogłem już liczyć - pozostało mi iść dalej pieszo. Dopiero w Zakopanem złapałem busa do Kościeliska.
Na miejscu byłem dwie godziny później, niż najpóźniej planowałem dotrzeć. Latarkę i kompas wziąłem bez zamiaru używania, tylko tak na wszelki wypadek - tym razem warto było. I zapamiętać: szlak przetarty w rakietach nie jest szlakiem przetartym dla butów.