22.10.2006 | Chata pod Chlebom - Snilovské sedlo - Veĺký Kriváň - Malý Kriváň - Suchý - Chata pod Suchým - Nezbudská-Lúčka - Strečno >>SAD>> Žilina >>ŽSR>> Ostrava >>PKP>> | 25 GOT |
Rano przywitały nas mgły pokrywające szczyty powyżej około 1550 metrów. Po długich podejściach poprzedniego dnia ten dzień składał się głównie z zejść - znaczące podejście było jedno (na Veĺký Kriváň, niecałe 300 metrów), pozostałe już krótkie w stosunku do następujących po nich odcinków w dół. Ze względu na mgłę z Veĺkego ani Malego Krivania widoków nie było; dopiero z Suchego mogliśmy zobaczyć zalew Žilina i położone nad nim wsie. Samo przejście przez Suchý było także ciekawe - najpierw przez kilka wierzchołków po skałkach (znowu ręce się przydawały) wśród kosówki (miejscami nawet ciasnej), a potem bardzo strome zejście ścieżką po ziemi z sypiącymi się kamieniami. Z przełęczy Prislop zeszliśmy już łagodniejszą ścieżką, a następnie dość stromym, ale krótkim stokiem zjazdowym (wzdłuż wyciągu) do Chaty pod Suchým. Tam zrobiliśmy ognisko i zjedliśmy obiad; pod koniec tej czynności zaczęło już się ściemniać.
Do doliny zeszliśmy już drogą, żeby uniknąć pokonywania stromego szlaku po ciemku. W lesie było już ciemno, nawet drogę ledwo było widać; sama droga na początku była pokryta uciążliwymi kamieniami, a dalej asfaltem. Podczas drogi przez Nezbudską-Lúčkę było widać światła samochodów na ruchliwej drodze po drugiej stronie rzeki i słychać pociągi towarowe przejeżdżające pobliskimi torami. Na stacji kolejowej Strečno spotkała nas niespodzianka w postaci braku pociągu do Žiliny, więc musieliśmy przejść przez most do właściwej części wsi na autobus odjeżdżający około 21.
Po drodze nastąpiła zmiana planów co do powrotu na wersję wcześniejszą przez Czechy ("Bathory" wyjeżdżający z Žiliny w nocy jest w Warszawie dopiero po godzinie 8) i, zamiast czekać kilka godzin na pociąg bezpośredni, po 20-minutowym pobycie na dworcu wsiedliśmy w skład jadący z Popradu do Pragi. Granicę czeską przekroczyliśmy prawie niezauważenie (tylko o dokumenty ktoś spytał w okolicy Čadcy) i koło północy wysiedliśmy w Ostravie. Tam do odjazdu pociągu do Warszawy mieliśmy prawie dwie godziny, które część grupy spędziła na spaniu (swoją drogą śpiwory porozkładane między roślinami na dworcu stanowiły ciekawy widok), a część - na jedzeniu kolacji i rozgryzaniu zagadki wagonów do Warszawy i Krakowa poumieszczanych w dwóch różnych składach odjeżdżających z tego samego peronu w odstępie 9 minut i przetasowywanych w Petrovicach. W końcu wsiedliśmy do jednego z tych pociągów (tego, który pierwszy przyjechał na peron; drugi się spóźnił 10 minut) uważając tylko, by wybrać wagon do Warszawy.