Kołoczawa - prawie Strimba - Kołoczawa >>ził>> górna Kołoczawa - Przełęcz Prisłop | 43 GOT |
W nocy po raz drugi zdecydowaliśmy się w kilka osób na spanie pod gwiazdami - wieczorem niebo było bezchmurne, a w namiotach zdążyliśmy zrobić za duży bałagan, żeby się w nich zmieścić bez gruntownego sprzątania. I po raz drugi pogoda spłatała nam figla - o 4:10 zaczęła się mżawka, co zaowocowało szybkim przewaleniem wszystkich gratów na bok namiotów, żeby starczyło miejsca na śpiwory. O 5:50 usłyszeliśmy pianie kogutów oraz... zamiast planowanej pobudki - dudnienie deszczu (już nie mżawki) o namioty. Ulewa ustała około 7:50 i o te 2 godziny skrócił się nasz dzień.
Niebo pozostawało pochmurne, czasu było raczej za mało na zdobycie szczytu - w efekcie na wycieczkę na Strimbę wyruszyliśmy szybkim krokiem silną ekipą 7-osobową. Padać zaczęło (z przerwami) już po wyjściu ze wsi. Udało nam się wejść na grzbiet, ale na dotarcie do samego szczytu czasu nie starczyło - szczególnie, że nie było go widać, a ścieżka wydająca się prowadzić we właściwą stronę skończyła się na gorganie otoczonym gęstą kosówką. W drodze powrotnej trafiliśmy jeszcze na pasterzy z owcami.
Po powrocie do reszty grupy oczekującej w Kołoczawie zwinęliśmy nasze obozowisko, spakowaliśmy do plecaków zasoby żywności na najbliższe kilka dni i poszliśmy do umówionego wcześniej środka transportu, który miał nas podwieźć w stronę doliny Mokranki. Czekaliśmy dość długo, w końcu przyjechał pojazd, który okazał się być terenową ciężarówką marki ził. Załadowaliśmy się z plecakami na skrzynię i ruszyliśmy. Jazda nie trwała długo, ale wytrzęsło nas solidnie. No i w końcu, po prawie trzech dniach przerwy, trzeba było założyć te ciężkie plecaki i ruszyć z nimi w drogę. Uszliśmy kilka kilometrów, zdążyło się już ściemnić, i rozpadało się na dobre. W takich okolicznościach za Przełęczą Prisłop, w pierwszym dogodnym miejscu, gdzie było więcej trawy niż błota, szybko rozłożyliśmy namioty i położyliśmy się spać.