Wyjazd nietypowy w porównaniu z dotychczasowymi - bo stricte narciarski (w wersji zjazdowej). Krótki - żeby nie zabierać cennych dni urlopu wyjazdom pieszym...
Pierwszego dnia, po wyjeździe o 3 z Warszawy, dotarliśmy do Wisły przed 9. Jeździliśmy na Soszowie - poza muldami (niezbyt dużymi w porównaniu do kolejnych dwóch ośrodków) warunki zjazdowe były w miarę dobre (atmosferyczne mniej - silne opady śniegu); tylko tras mało, a czarna była oblodzona, więc nie próbowaliśmy z niej korzystać.
Drugi dzień zaczął się od wykopywania samochodu z wielkiej zaspy - przez noc napadało ponad 20 cm śniegu... Potem pojechaliśmy do Szczyrku - z powodu nocnych opadów nie chcieliśmy przez Przełęcz Salmopolską... co skończyło się dużo dłuższą jazdą przez Istebną i zakładaniem łańcuchów gdzieś pod Koniakowem (podjazd okazał się za stromy w stosunku do przyczepności). Wracaliśmy już "grzecznie" przez Przełęcz Salmopolską po założeniu łańcuchów przed wyjazdem. Będąc Szczyrku jeździliśmy w ośrodku Czyrna-Solisko (pod Skrzycznem nie było miejsca do zaparkowania) - główne wrażenia to duże muldy (ratrak w ciągu dnia przejechał tylko raz, nie na długo starczyło); pod szczytem Małego Skrzycznego trudne warunki atmosferyczne (mgła, silny wiatr atakujący zmrożonym śniegiem). Zaletą ośrodka jest dużo tras.
Trzeciego dnia do 15 jeździliśmy na Stożku - stopień zamuldzenia pośredni między dwoma poprzednio odwiedzonymi ośrodkami; na początku warunki atmosferyczne były podobne do dwóch poprzednich dni, pod koniec zaczęło się rozpogadzać. Potem mieliśmy już wracać do Warszawy - te plany pokrzyżował gigantyczny korek w Wiśle; ostatecznie tabliczkę końca miejscowości minęliśmy o 20... dalej warunki drogowe były kiepskie, więc do domu dotarłem o "26:40".
Poniżej wybór zdjęć zrobionych przez naszą trójkę; z mojego aparatu pochodzą tylko dwa ostatnie, z Łabajowa.