Warszawa >> Puławy (zespół pałacowo-parkowy) >> Kazimierz Dolny: zamek - Wąwóz Małachowskiego - Wąwóz Czerniawy - Korzeniowy Dół - Norowy Dół >> Dobre - Skarpa Dobrska - Dobre >> Bochotnica (kamieniołom) >> Warszawa | 19 "GOT" |
Ta kameralna wycieczka, podobnie jak jej pomysł, zaczęła się od parku w Puławach (wraz ze zwiedzeniem muzeum w Domku Gotyckim i Świątyni Sybilli oraz grot).
Po obejrzeniu parku przejechaliśmy do Kazimierza Dolnego - ładnie położonego miasteczka turystycznego, które jednak okazało się być mało przyjazne dla kierowców (ciasne uliczki z tłumami ludzi, możliwość zatrzymania się tylko na wyznaczonych parkingach, z których wszystkie w obrębie miasta były płatne po 10 PLN za dzień). Na szczęście zwiedzanie Kazimierza mieliśmy zaplanowane w całości pieszo, więc samochód po odstawieniu na parking przestał być problemem. Spacer po Kazimierzu - poza dwoma początkowymi elementami, tj. zamkiem i rynkiem - przebiegał trasą mało uczęszczaną, z dala od tłumów (których w centrum nie brakowało mimo drugiej połowy października - miałem wrażenie, że rynek był bardziej zaludniony niż w czerwcu...) - a mianowicie przez wąwozy lessowe (Wąwóz Małachowskiego, Czerniawy, Korzeniowy Dół i Norowy Dół) i wzgórza (Góry Drugie), a na koniec wzdłuż Wisły ulicą Puławską.
Kolejnym etapem wycieczki był rezerwat Skarpa Dobrska. Zaczęliśmy podchodząc wąwozem ze wsi Dobre, przeszliśmy skarpą wśród pól, sadów oraz plantacji malin i chmielu, po drodze mijając grodzisko z widokiem na dolinę Wisły. Zeszliśmy przez Podgórz, oglądając skarpę znowu z dołu - od tej strony roślinnością i stromizną przypominała niedawno odwiedzone Góry Pieprzowe... Dzięki przejściu drogą od Podgórza udało się uniknąć wpadki z zawierzeniem drogowskazowi - droga z Dobrego do Podgórza może służyć co najwyżej samochodom terenowym i ciągnikom...
Na koniec, już jadąc w kierunku Warszawy, zatrzymaliśmy się przy dawnym kamieniołomie w Bochotnicy. Na dworze już było szaro, więc zdjęcia nie wyszły najlepiej. Miejsc do zwiedzenia trochę jeszcze zostało, ale dzień był na nie za krótki. Na pożegnanie zajrzałem do jaskini, na szczęście bez bliższych kontaktów - osady z kamieni okazały się bardzo przyczepne i odporne na zmywanie wodą - "zemsty Bochotnicy" pozbyłem się z butów dopiero na następnej wycieczce idąc przez mokre trawy.