Dzień/data | Trasa | GOT |
---|---|---|
Dzień 1. (26.07.2008) | >>PKP>> Maków Podhalański - Koskowa Góra - Kotoń - Zawadka - Krzczonów - Zembalowa | 38 |
Dzień 2. (27.07.2008) | Zembalowa - Lubień - Mały Szczebel - Szczebel - Glisne - Luboń Wielki - Rabka - Chabówka >>PKP>> | 36 |
Całość | 74 |
Głównym tematem tej trzyosobowej wycieczki był Beskid Makowski, do którego fragmentu dołożyliśmy nie mniejszy fragment Beskidu Wyspowego. Kierunek przejścia był podyktowany przewidywaną kontynuacją wycieczki w Gorce (już beze mnie) - dlatego planowałem ją zakończyć zejściem z Lubonia do Rabki Percią Borkowskiego.
Za właściwe miejsce rozpoczęcia trasy przez Beskid Makowski uznaliśmy Maków Podhalański, który po przyjeździe przywitał nas ulewnym deszczem - na szczęście na tyle krótkotrwałym, że przeczekaliśmy go pod wiatą na peronie. Na początku drogi chwilę jeszcze mżyło, ale i to zjawisko ustąpiło w miarę szybko.
Pierwszy etap wycieczki wiódł Pasmem Koskowej Góry. Przejściu przez nie towarzyszyło inne zjawisko atmosferyczne, nie pozwalające nacieszyć się licznymi punktami widokowymi - na większej części pasma otaczała nas mgła, ograniczająca widoczność do 20-100 metrów. Ciekawe wrażenie robiły domy, tabliczki z nazwami przysiółków i wieża przekaźnikowa wyłaniające się z mgły, aby za chwilę znowu w niej zniknąć. Dopiero pod koniec wędrówki grzbietem mgła zaczęła ustępować, odsłaniając widoki na najbliższe pasma. Nie było to jednak ostatnie zjawisko tego dnia - odczuwalna od rana duchota i atmosfera sauny zwiastowała to, co nastąpiło gdy mijaliśmy Kotoń - burzę (na szczęście niezbyt intensywną) przeczekaliśmy w krzakach na zejściu z Kotonia do Zawadki.
Po burzy powietrze stało się trochę bardziej przyjazne. Z Zawadki w miarę szybko przedostaliśmy się drogą leśną do Krzczonowa - była to łatwiejsza część odcinka bezszlakowego; pozostało nam już "jedynie" wejść na grzbiet Zembalowej i poszukać gdzieś w okolicy odpowiedniego miejsca na nocleg. Podejście to okazało się najmocniejszym akcentem dnia, i to z kilku powodów. Wprawdzie Zembalowa leży na granicy Beskidu Wyspowego i w niektórych klasyfikacjach bywa zaliczana do Beskidu Makowskiego, to pod względem charakteru pasuje zdecydowanie bardziej do Beskidu Wyspowego. Charakter ten daje o sobie znać szczególnie przy podchodzeniu bez szlaku. O ile obrana przez nas droga na dwóch trzecich długości była wyraźna i wygodna, to w pewnej odległości od ostatnich zabudowań zaczęła zanikać wśród coraz bujniejszych paproci i jeżyn. Ostatni odcinek podejścia wiódł stromym, nieco błotnistym (a tym samym o niezbyt dobrej przyczepności) stokiem wśród pożółkłego czosnku niedźwiedziego. Ten etap, gdy wreszcie osiągnęliśmy czarny szlak tuż pod grzbietem, zadecydował o zatrzymaniu się w tym miejscu na nocleg - na szczęście wodę zdatną do picia udało się znaleźć blisko.
Rano wstaliśmy dosyć wcześnie i po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku Lubienia. Początkowo w miarę szybko - miałem motywację w postaci zdążenia na wcześniejszy pociąg - potem już trochę wolniej z powodu nadmiernie rosnącej temperatury powietrza; wcześniejszy pociąg okazał się mało realny. W Lubieniu w rejonie dojścia szlaku znajdowało się sporo rozmaitych sklepów przemysłowych, za to żadnego spożywczego - szczęśliwie jednak udało się znaleźć nam najpotrzebniejszy: w jednym z gospodarstw w garażu mieścił się automat do lodów włoskich.
Po krótkiej regeneracji ruszyliśmy drogą przez wieś - bez szlaku, ponieważ z niewiadomych bliżej powodów oba szlaki idące z Lubienia na Szczebel zaczynają się dwoma kilometrami wzdłuż głównych dróg (krajowej lub powiatowej, do wyboru). Obrana przez nas droga gminna okazała się zawierać jedną niespodziankę w postaci nieciągłości w miejscu budowy wiaduktu nad budowaną dwupasmową obwodnicą Lubienia. Sforsowanie budowanej drogi przez kanały odwadniające i hałdy żwiru zajęło trochę czasu. Dalej już bez niespodzianek doszliśmy do czarnego szlaku na Szczebel. Szlak ten wkrótce nabrał słusznego nachylenia, wypłaszczając się tylko na krótkim odcinku, przy Zimnej Dziurze - jaskini zgodnie z nazwą pozwalającej się skutecznie schłodzić w upalny dzień. Po dłuższej chwili odpoczynku na szczycie Szczebla zeszliśmy już łagodniejszym szlakiem na Przełęcz Glisne (leżącej w miejscowości o tej samej nazwie).
Upał stawał się nieznośny, przez co początkowy odcinek podejścia na Luboń wiodący polaną przypominał patelnię. Druga połowa drogi - już przez las - dała o sobie znać nachyleniem. Tu też nastąpiła istotna zmiana planów - z powodu kontuzji do Rabki zeszliśmy najłagodniejszym szlakiem zielonym i zamiast tylko mnie wróciliśmy do Warszawy wszyscy - zdążając w Chabówce już tylko na nocny pociąg (za to po najedzeniu się w Rabce). Oznacza to też, że czeka mnie jeszcze przynajmniej jedna wizyta na Luboniu, aby zobaczyć wreszcie Perć Borkowskiego.
28-31.07.2008, zdjęcia uzupełnione 01.09.2008