14.06.2008 | Warszawa >>PE>> Płock >> Mieszczk ⇒ Skrwa ⇒ Obręb | 22 km |
15.06.2008 | Obręb ⇒ Skrwa ⇒ Parzeń >> Płock >>PKS>> Warszawa | 21 km |
Mój trzeci spływ, pierwszy z noclegiem. Nie mając wcześniejszych doświadczeń tego typu mieliśmy pewne problemy ze zmieszczeniem się z rzeczami w kajakach - w efekcie pierwszego dnia zostawiliśmy sprzęt obozowy obsłudze, aby dowiozła go nam na nocleg. Drugiego dnia - już bez części jedzenia - jakoś udało nam się wszystko upakować.
Sama rzeka - znacznie bardziej urozmaicona niż poprzednie... oj, działo się! Zdarzało się, że przebycie kilku kilometrów zajmowało ponad godzinę, głównie ze względu na przenoski: mniej liczne, spowodowane cywilizacją (spiętrzenia, głównie po młynach), jak i bardziej liczne, spowodowane przez bobry. Cieszyliśmy się, kiedy dało się przecisnąć obok lub pod zwaloną kłodą bez wysiadania - w przeciwnym wypadku przenoszenie kajaków górą było czasochłonne i męczące, do tego wymagające niezłego kombinowania, żeby stawać na czymś innym niż dno położone przeważnie przynajmniej półtora metra pod powierzchnią wody. Inne atrakcje to niewielkie spiętrzenia, po których dało się spłynąć, pastuchy elektryczne wchodzące w wodę i dzikie kładki (jedną nawet udało się niechcący pobrać). Mimo swojej dzikości rzeka nie należy do najczystszych - miejscami była wyraźnie brudna (co widać było szczególnie na tamach), oprócz butelek różnego rodzaju można było spotkać także śmieci większych gabarytów, jak lodówka, pół "malucha" czy... telewizor (czyżby po niedawnym meczu Polska - Austria na Euro 2008?).
Pierwszy dzień skończyliśmy przepływając mniej niż planowaliśmy - była już godzina 21, robiło się zimno - zbyt zimno jak na nasze mokre ubrania i byliśmy już zmęczeni - na tyle, że po rozbiciu namiotów nikomu nie chciało się rozpalać ogniska... Drugi dzień zakończyliśmy wcześniej, również nie realizując całego planu - akurat byliśmy przy moście w Parzeniu, gdy zaczęło padać, co uznaliśmy za dobry pretekst do zakończenia wycieczki bez wykańczania się (na dalszym odcinku również czekałyby nas efekty intensywnej działalności bobrów). Powrót do Warszawy trwał znacznie dłużej niż się spodziewaliśmy (awaria samochodu, spóźniony autobus) - drzwi do mieszkania otwierałem równo o północy.
Zdjęć nie robiłem - środowisko wodne nie sprzyja braniu dużego aparatu.
22.07.2008