Dzień/data | Trasa | GOT |
---|---|---|
Dzień 1. (20.09.2007) | Warszawa >> Wetlina | - |
Dzień 2. (21.09.2007) | Wetlina - Przełęcz Orłowicza - Suche Rzeki - Jawornik (885) - dolina Hylatego - Jawornik (1047) - Dwernik-Kamień - Nasiczne >>stop>> Berehy Górne >>bus>> Wetlina | 30 |
Dzień 3. (22.09.2007) | Wetlina - Rabia Skała - Płasza - przełęcz pod Okrąglikiem - dolina Smereka - Smerek - Wetlina | 32 |
Dzień 4. (23.09.2007) | Wetlina >> Warszawa | - |
Całość | 62 |
W tym roku po raz trzeci pojechałem na Zlot Westmenów (sam zlot był już 10. z kolei). Oczywiście jak zwykle będąc blisko gór nie byłem w stanie usiedzieć w miejscu przy ładnej pogodzie, więc wyszły z tego pobytu dwie wycieczki, podczas których kontynuowałem eksplorowanie okolic Wetliny poza szlakami.
Jako że już wiedziałem, że nie będę mógł dołączyć do trasy "Połonin" w niedzielę, następnego dnia po przyjeździe zdecydowałem się odwiedzić Dwernik-Kamień samemu. Ale - żeby nie było za łatwo - prosto z Wetliny. Wyszedłem w miarę wcześnie (jak na warunki zlotowe - tzn. trochę przed jedenastą), więc uznałem plan za wykonalny. Zacząłem od szybkiego przejścia znanym już bardzo dobrze szlakiem przez Przełęcz Orłowicza. Na przełęczy było wyjątkowo cicho, prawie bezwietrznie. Po minięciu schroniska w Suchych Rzekach, zaraz po wyjściu za granicę Bieszczadzkiego Parku Narodowego skręciłem w prawo w las, przekraczając Rzekę.
Za strumieniem od razu napotkałem drogę leśną prowadzącą we właściwym kierunku - na wschód (tam musi być... no, tym razem akurat nie cywilizacja), łagodnie pod górę w stronę grzbietu pierwszego Jawornika. Droga prawdopodobnie odchodziła w tym miejscu z tego samego powodu co i ja (braku ograniczeń parkowych), acz w innym celu (głównie zrywki drewna). Gdy droga zaczęła odchodzić w mniej pożądanym kierunku (w dół), używając metody gradientowej wszedłem na grzbiet. To były już obszary rzadko odwiedzane teraz przez ludzi - napotkałem resztki okopów i miejsca od dawna nietknięte przez drwali; słychać było dziki i ryczące jelenie. Od drugiego Jawornika oddzielała mnie dolina Hylatego, więc wybierając w miarę dogodne warunki zacząłem schodzić... oczywiście skończyło się jak zwykle, to znaczy na schodzeniu jarem i obok jara. Tenże zniósł mnie trochę w dół, więc drogą napotkaną w dolinie Hylatego podszedłem kawałek z powrotem - znowu do granicy BdPN-u. Nawet w takim miejscu granicę Parku było łatwo rozpoznać - zestaw zakazów, szlaban... ale podniesiony i widać było świeże ślady kół. Znowu wybrałem wersję formalną i przed szlabanem skręciłem w las na wschód (tym razem w lewo, jako że szedłem z dołu). Szedłem bez wyraźnej ścieżki, ale przez rzadki las; czasem tylko omijałem co gęstsze fragmenty poszycia. Teren jednak był bardziej cywilizowany niż po drugiej stronie Hylatego - słychać było piły spalinowe, na jednej porębie nawet zobaczyłem drwali z ciężkim sprzętem. Na samym Jaworniku było już spokojnie; napotkałem polankę z widokiem na fragment Połoniny Wetlińskiej i Połoninę Caryńską, przez drzewa można było zobaczyć mój cel - Dwernik-Kamień.
Przechodząc się kawałek ścieżką biegnącą grzbietem nie zauważyłem żadnej wyraźnej ścieżki, więc zdecydowałem się zejść w dowolnie wybranym miejscu, byle krzaki nie wyglądały za gęsto... co okazało się być nie najlepszym pomysłem, bo już kawałek dalej wpakowałem się w niezły krzal - paprocie i jeżyny po pas. Po kilkudziesięciu minutach jakoś udało mi się dobrnąć do poprzecznej drogi leśnej trawersującej Jawornik. Już nawet rozważałem, czy nie zejść nią od razu do Nasicznego, rezygnując z dotarcia do planowanego celu - było już dosyć późno jak na odległość do Wetliny (po 16). Jednak po przejściu kawałka drogą napotkałem bardziej dogodne zejście w kierunku przełęczy między Jawornikiem a Dwernikiem-Kamieniem. Po przekroczeniu doliny (nieco poniżej przełęczy) napotkałem już znaną mi wcześniej (sprzed 7 lat) kolejną drogę poprzeczną. Przeszedłem nią kawałek znajdując bardziej dogodne podejście słabo widoczną ścieżką. Od tego miejsca szedłem już przypominając sobie poznaną wcześniej drogę: najpierw stromo pod górę, potem w prawo zanikającą ścieżką przez jagodziska i między jałowcami, następnie przez (mocno już zarośniętą) polanę podszczytową, a na koniec pod górę przez dość gęsty lasek - do ścieżki dydaktycznej biegnącej grzbietem.
Na szczycie pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku sam na sam z górami; rozłożenie na trawie w ostatnich ciepłych promieniach coraz bardziej obniżającego się Słońca, wcinanie kiełbasy... Szczęście jednak długo trwać nie mogło, bo było już po 17 i widać było zbliżający się zachód. Zejście ścieżką dydaktyczną do Nasicznego minęło szybko, w około pół godziny. Do Wetliny pozostało jeszcze kilkanaście kilometrów asfaltu... Tu jednak miałem szczęście - zaraz za końcem wsi udało mi się złapać samochód do Berehów Górnych, a tam - po kilkunastu minutach busa do Wetliny.
Kolejnego dnia nie miałem tak sprecyzowanych planów, ostatecznie zdecydowałem się odwiedzić jeszcze raz Rabią Skałę i połoninkę między Dziurkowcem a Płaszą, tym razem z zejściem jakąś nową drogą. Znana droga pod górę i grzbietem granicznym minęła bez niespodzianek, spotkałem może kilkanaście osób. Na przełęczy przed Okrąglikiem zdecydowałem się skręcić w las bez szlaku i dojść do doliny Smereka. Jak się okazało wyraźną drogę napotkałem bardzo szybko, już po paruset metrach. Dalej była to już zwykła droga zrywkowa wchodząca początkowo w jar, potem w dolinę Smereka. Droga stopniowo się rozszerzała i po minięciu retort dotarłem do miejsca znanego już sprzed roku. Ścieżka dydaktyczna nad mokradłem nabrała jakiegoś kształtu, pojawiła się wiata, zniknął ciężki sprzęt drogowy (ale pozostał zrywkowy), remont asfaltu zakończył się na szlabanie za końcem odgałęzienia wsi. Ogólnie - ładna wycieczka, tylko trochę za dużo asfaltu w drodze powrotnej do Wetliny.
Następnego dnia nastała pora powrotu do Warszawy... takie jest życie, musiałem tam być w poniedziałek rano.
01.10.2007, zdjęcia i relacja dodane 18.10.2007