Granica - Dąb Powstańców 1863 r. - strażnica Izabelin Leśny - Borowa Góra - Pindal - Grabnik - Granica | 20 km |
Podobnie jak trzy lata wcześniej część potencjalnych uczestników wystraszył deszcz i wycieczkę odbyliśmy w składzie 3-osobowym. Początkowo faktycznie pogoda wyglądała mało zachęcająco (zepsuła się po kilku słonecznych dniach), jednak zacinający deszcz widzieliśmy tylko z okien pojazdu zwanego "żółtym szerszeniem" w czasie jazdy do Kampinosu. Gdy wysiadaliśmy około godziny 11 na parkingu w Granicy (teoretycznie "płatnym niestrzeżonym", w praktyce o tej porze roku nawet kasa była nieczynna) deszcz już tylko lekko siąpił, po około godzinie przestał i później tylko raz powrócił przelotnie na chwilę. Jak się później okazało, główny kierunek ataku wody tego dnia był inny niż z góry.
Pierwsza część trasy wiodła niezwykle krętym szlakiem (niektóre zakręty miały ponad 90°) pośród drzew z przewagą sosen, mijając po drodze dwa stare dęby (pierwszemu z nich nadano nazwę Powstańców 1863 r., drugiemu - koło Świętej Teresy). Drogę urozmaicała rzeźba terenu - dość pofałdowana; na najwyższym wzniesieniu po drodze umieszczona została wieża przeciwpożarowa (coś w rodzaju ambony na około 20-metrowym słupie z drabiną opatrzoną tabliczką "wejście wzbronione").
Kawałek za Borową Górą wydawało się, że droga do punktu wyjścia będzie już prosta: najpierw krótki prosty odcinek do Pindala, a następnie równie prosty szlak rowerowy do Granicy. Jednak po wyjściu z lasu okazało się, że ten krótki prosty odcinek wyglądał tak prosto tylko na mapie; w rzeczywistości "dopindalanie" okazało się dużo bardziej skomplikowane i przejście tych 2 km zajęło co najmniej godzinę. Zaraz po wyjściu na łąkę zaczęło być coraz bardziej "wciągająco", a droga, którą poprowadzony był szlak, niknęła gdzieś pod wodą, zaś na horyzoncie ukazało się wielkie rozlewisko. Po kępkach trawy między wodą (o głębokości od kilku do kilkudziesięciu centymetrów) udało się jakoś przedostać na groblę na lewo od szlaku - po czym wydawało się, że problem został rozwiązany. Jednak nie - po kilkuset metrach wyszło na jaw, że grobla nie uwzględniała kanału (pierwszej z trzech odnóg Kanału Olszowieckiego); z wody sterczały tylko kikuty po dawno nie istniejącym mostku, w odległości nie dającej szans na wykorzystanie do przeskoczenia przeszkody, zaś sondowanie wykazało głębokość w okolicach metra. Skończyło się na budowaniu przeprawy ze zwalonych gałęzi i dość emocjonującym przejściu po nich. Nie była to ostatnia przeszkoda. Dalszy odcinek grobli był porośnięty dość gęstymi, miejscami omszałymi krzakami, przez które trzeba było się przedrzeć. Kawałek dalej napotkaliśmy drugą odnogę kanału - tę udało się przejść po zastanym już drzewie leżącym w poprzek (zwalonym przy znaczącym udziale bobrów, jak zobaczyliśmy po przejściu na drugą stronę). Nad trzecią odnogą Kanału Olszowieckiego napotkaliśmy resztki mostku o mocno wątpliwej wytrzymałości; tym razem jednak dało się w miarę łatwo przedostać wzdłuż kanału do istniejącego mostku na szlaku, wiodącym na tym odcinku sąsiednią groblą.
Od Pindala pozostał do przejścia już tylko prosty, kilkukilometrowy odcinek szlaku rowerowego - bez większych urozmaiceń. Minął szybko, z wspomaganiem wiatrem wiejącym w plecy. Na parkingu byliśmy około godziny 16, do domu dotarłem o 17.
Poniżej moje zdjęcia; z tej samej wycieczki dostępne w sieci są także zdjęcia Roberta.